BOXER-MOTOR
spacer
header
Start arrow CZAS MIJA arrow WSPOMNIENIA I OPOWIEŚCI arrow Wykopany motocykl
Wykopany motocykl PDF Drukuj E-mail
Napisał Olaf Popkiewicz   
24.12.2005
Najpierw ukazała się gmatwanina żelaznych rur pomalowanych na zgniłozielony kolor. Po chwili spod ziemi zaczęty wyłaniać się metalowe szprychy. Emocje sięgnęły zenitu.

Od wielu lat, uzbrojony w wykrywacz metali i saperkę przeszukiwałem ten teren. Z biegiem czasu nauczyłem się na pamięć rozplanowania reliktów skupisk ziemianek, okopów, rowów dobiegowych, czy schronów na pojazdy. Byty rozsiane niemal w każdym zakątku tego nadmorskiego lasu.
Wydmowy piasek, w jakim zostały wykopane, pokonawszy opór spróchniałych szalunków, zasypał owe tymczasowe schrony. Krzaki i drzewa porosły ich relikty zacierając ślady wydarzeń, jakie miały miejsce w 1945 roku. Kapitulujący Rosjanom żołnierze XVIII Korpusu Górskiego Wehrmachtu ostatnim rozkazem dowództwa mieli ukrywać lub niszczyć sprzęt bojowy. Sypki, wydmowy piach sprzyjał zakopywaniu broni i ekwipunku, wystarczył jeden ruch saperką, by w skarpie ziemianki ukryć pistolet lub odznaczenia. Do dziś miejscowi opowiadają o karabinach zawieszonych za „smycze" na konarach sosen, a poszukiwacze trafiają na zdeponowane w beczkach lub skrzyniach radiostacje, broń czy dokumenty. Często zdarzało się, że odwiedzając miejscowe sklepiki, od okolicznych smakoszy piwa słyszałem historie o ukrytych w wydmach niemieckich pojazdach, z których co drugi charakteryzowany byt jako motocykl BMW. Z biegiem czasu nauczyłem się te historie ignorować, traktując je jako przejaw miejscowego folkloru. To sceptyczne podejście do owych opowieści pozwalało mi skupić się na skutecznym przeszukiwaniu lasu, nie zaś na rozbudzaniu nadziei, które co prawda na krótki czas podnoszą zapał, jednak raz zawiedzione mogą odebrać apetyt na szukanie na bardzo długi czas.
Bez zbytnich nadziei wyruszyłem w las tego majowego dnia. Zdecydowałem się przeszukać pas nadmorskich umocnień, by ustalić, czy służyły jedynie jako doraźnie utworzona i

nigdy niewykorzystana linia obrony,

czy też zajmowane były przez oczekujących na barki uciekinierów. Maszerując wiejską drogą skręciłem w stronę wału wydmowego. Przede mną rozciągał się niski, sosnowy zagajnik oddzielający właściwy las od wsi. Bliskość domów powodowała, że ta kępa drzew stała się dogodnym miejscem do wysypywania śmieci. Relikty ziemianek niemal po brzegi wypełnione były kłębami przerdzewiałych siatek ogrodzeniowych, setkami puszek po konserwach i potłuczoną zastawą stołową. Mimo odstręczającego zaśmiecenia okolicy, od tego miejsca postanowiłem rozpocząć poszukiwania. Omijając doły śmieciowe wszedłem  między  drzewa.  Wysłużonego „Smętka" nastawiłem na niemal maksymalną dyskryminację i rozpocząłem szukanie. Miałem zamiar szybkim krokiem pokonać ten zaśmiecony teren i wejść na wał wydmowy, gdzie ostatnio udało mi się znaleźć plakiety z ryngrafu niemieckiej żandarmerii polowej. Bez przekonania omiatałem teren wykrywaczem. Niemal na wierzchu leżały liczne puszki po konserwach, rozwłóczone z niedalekich śmietników. Dawały sygnały krótkie i piskliwe. Wystarczyło kilka grzebnięć butem, by wydobyć je na powierzchnię. Nie ucieszyłem się zbytnio, kiedy usłyszałem sygnał zupełnie odmienny : długotrwały i basowy - u podnóża czterdziestoletniej sosenki znajdowało się duże skupienie metalu, zakopane na większej głębokości. „Kolejny współczesny śmietnik" - pomyślałem, sięgając po saperkę. O dziwo ziemia była zbita,  poprzecinana licznymi korzeniami. W miarę kopania dołek powiększał się, lecz wciąż nie mogłem dotrzeć do metalowego przedmiotu. „Może wkopałem się w obręcz?" - w razie czego poszerzyłem boki wykopu. Nic. Metaliczny, głuchy odgłos odezwał się, gdy zszedłem do głębokości osiemdziesięciu centymetrów. Znów poszerzyłem dołek i odsłoniłem coś, co wyglądało jak krawędź skrzynki. Podejrzenie sprawdziło się po kilku minutach kopania, co ważniejsze, spod skorodowanej powierzchni metalu tu i ówdzie wyzierały place charakterystycznej. zielonej farby. Chwilę później usunąłem piach z całej powierzchni skrzynki i chwyciłem palcami krawędź zna-leziska, by wyszarpać je na powierzchnię. Nieco zdziwiłem się, gdy skrzynka stawiła zdecydowany opór. W obliczu podejrzanych, pomalowanych w kolor Feldgrau skrzynek tracę z reguły panowanie. Zamiast spokojnie sprawdzić powód zaklinowania znaleziska, począłem szarpać za uchwyt umieszczony w jego górnej krawędzi. Skrzynka poruszyła się nieznacznie, co zachęciło mnie do dalszej szarpaniny. Odezwał się metaliczny zgrzyt i leżałem plecami na kopcu świeżo wydoby-tego piachu, do piersi przyciskając zardze-wiałą skrzynkę. Wyglądała dziwnie znajomo, zeszłego roku podobną wykopał mój brat. Podważyłem wieko i ze środka wydobyłem kilka niemieckich świec zapłonowych w gumowych zasobnikach, oraz zestaw kluczy samochodowych. Trochę

zawiedziony odłożyłem znalezisko

i saperką stuknąłem w dno dołu, spod piasku dobył się znów charakterystyczny, głuchy odgłos. Ręką zsypałem cienką warstwę piachu i odsłoniłem dziwną gmatwaninę żelaznych rur i rurek, pomalowanych jak skrzynka, na zgniłozielony kolor. Spróbowałem szarpnąć, przedmiot nawet nie drgnął. Leżał przywalony osiemdziesięcioma centymetrami piachu i wydawał się być sporych rozmiarów. „Może to trójnóg do MG?" - pomyślałem. Do domu było niedaleko, postanowiłem przynieść stamtąd jakiś szpadel, który pozwoli wydobyć znalezisko bez zbytniego wsypywania sobie piachu do butów. Dziesięć minut później byłem już w letnim domku rodziców. Tato pracował w ogrodzie. Wychował się w tej okolicy. Mieszkał tu w czasach, gdy cały las usiany był przedmiotami, które dziś są marzeniem każdego kolekcjonera militariów. Pamięta wypalone wraki ciężarówek, samochodów osobowych i ciągników zagracających nadmorskie wydmy. Między nimi walały się burty wozów, szkielety koni, oraz setki metalowych i drewnianych skrzynek. Kierownik okolicznego punktu skupu złomu wygospodarował osobną hałdę na metalowe szkielety karabinów, zbieracze złomu już w lesie odbijali od nich drewniane łoża wprawnymi uderzeniami o pnie drzew.
Zaproponowałem tacie, by pomógł mi w wydobyciu niezidentyfikowanego znaleziska. Po raz pierwszy zaryzykowałem tezę, że może natrafiłem na jakieś części motocyklowe. To podziałało. Piętnaście minut później byliśmy na miejscu uzbrojeni w szpadel. Teraz kopanie poszło o wie-le łatwiej, dół został poszerzony. Kiedy odsłoniliśmy podejrzane rurki, okazało się, że pod nimi znajdują się metalowe szprychy. Od tego momentu emocje gwałtownie podskoczyły.
Sądziłem, że odkrywamy depozyt części motocyklowych, ukryty tu przez Niemców w 1945 roku, jednak w miarę kopania zaczynało stawać się jasnym, że odnajdujemy kompletny pojazd. Gdy odsłoniliśmy całą bryłę, okazało się, że

motocykl leżał na skarpie

znalezisko w ziemi
znalezisko w ziemi
jakiegoś wykopu. Karter silnika i kierownica znajdowały się zaledwie dwadzieścia centymetrów pod ziemią, podczas, gdy tylne koło spoczywało ponad pół metra głębiej. Aż dziwne, że w latach 50. nie dosięgnął ich lemiesz pługa orzącego ten teren pod nasadzenia drzew. Kiedy napawaliśmy się odkryciem, przyszedł mój kuzyn. Widząc zarys znaleziska, spytał czy czasem nie wykopujemy wyrzuconego na śmieci motocykla powojennego, jakiejś Emzety czy czegoś w tym rodzaju. W tym samym momencie dokopałem się do reflektora, odsłaniając zegar prędkościomierza, miał zachowaną szybkę, pod którą widoczny był fosforyzujący znaczek BMW w idealnym stanie. Nawet sceptycznie nastawiony kuzyn chwycił za łopatę.
Po odgarnięciu piachu okazało się, że motocykl spoczywał na boku, do bolców bagażnika przyczepione miał dwie skrzynki zasobowe, po jednej z każdej strony. Pierwszą z nich wyszarpałem odkrywając tylne koło, druga spoczywała przygnieciona ciężarem pojazdu, ponadto przez ramę przewieszone były symetrycznie dwa" metalowe zasobniki z olejem umieszczone w skórzanych sakwach. Teraz, gdy ściągnęliśmy piach z motocykla, poważnym problemem stało się podniesienie go, by stanął na kotach. Olej ze zgniecionego ciężarem maszyny zasobnika wylał się „przyklejając" pojazd do gruntu, na jakim spoczywał. W końcu wspólnymi siłami, posługując się zaimprowizowaną dźwignią z rury od Panzerfausta

udało się nam postawić motocykl.

Piach odpadał od niego całymi kilogra-mami, odsłaniając kamuflaż pokrywający niemal całą ramę pojazdu. Na błotniku widoczny był wymalowany białą farbą symbol „Feldgend. Abt - 581. 1. Kp". Kolejnym poważnym problemem stało się wydobycie motocykla z wykopu. Jak spod ziemi pojawili się miejscowi rolnicy, którzy oferowali nam wyszarpanie BMW za pomocą... ciągnika. Podziękowaliśmy za tę inicjatywę i zaproponowaliśmy wspólne wydobycie pojazdu w sposób tradycyjny. Pięć par rąk chwyciło go za ramę i widełki, wydobywając motocykl na powierzchnię. W tym samym czasie tato udał się do znajomego, by pożyczyć przyczepkę, aby przewieźć BMW do domu. Oczekując na transport, przeszukaliśmy dół: pod motorem leżały jeszcze zapasowe widełki i „gary", oraz duże ilości tubek z maścią przeciw odmrożeniom. Tymczasem przyjechał tato z przyczepką. Dla pewności wsiadłem na pakę, by asekurować znalezisko. Nigdy nie zapomnę tryumfalnego przejazdu przez wieś. W ściąganiu motocykla z przyczepy i przenoszeniu go do garażu pomagała cała okoliczna młodzież zainteresowana niecodziennym znaleziskiem.
Następnego dnia ponownie spenetrowałem dół, znajdowało się w nim jeszcze kilkadziesiąt pochłaniaczy do niemieckich masek przeciwgazowych oraz duże ilości tubek z maścią przeciw odmrożeniom. Zbadałem także podłoże, na jakim spoczywał motocykl, piasek byt miałki niczym mąka i naszpikowany odłamkami. Wszystko wskazywało na to, że pojazd został zrzucony do leja po eksplozji, który następnie zasypano. Natychmiast po powrocie znad morza skontaktowałem się ze znajomymi miłośnikami starych motocykli. Nie znam się za bardzo na motoryzacji, więc poprosiłem ich o zidentyfikowanie pojazdu. Motocykl BMW, jaki znalazłem określony został, jako model R 51. Pojazdy tego typu ważyły 182 kg, wyposażone były w dwucylindrowy silnik, o mocy 24 koni mechanicznych, bez wózka osiągały prędkość maksymalną 135-140 km/h. „Mój" R 51 pierwotnie był motocyklem cywilnym, o czym świadczył czarny lakier ukryty pod warstwą kamuflażu. Zdając sobie sprawę ze swojej ignorancji w dziedzinie historii jednośladów,

postanowiłem odstąpić znalezisko

R51 w całej okazałości
R51 w całej okazałości
koledze, który od lat kolekcjonuje motocykle BMW. On postawił sobie niełatwe zadanie wyremontowania wykopanego pojazdu. Przed rozmontowaniem motocykla wykonał serię zdjęć dokumentalnych (m.in. tabliczek znamionowych), które przestał do Działu Historycznego BMW. Na odpowiedź nie trzeba było czekać; według danych BMW, pojazd ten dostarczony został 9 marca 1938 roku do fabryki BAEHR, posiadał niski numer seryjny. Jego cała przednia część (widełki, tarcze, błotnik, kierownica) pochodziła z wcześniejszego modelu R 5, co czyniło znaleziony motocykl formą przejściową pomiędzy typowym R 51 a R 5. Obecnie remont znalezionego przez mnie R 51 ma się ku końcowi. Kto wie. może już niedługo będę się mógł nim przejechać.

Artykuł przedrukowany z czasopisma Odkrywca nr 9/2002

Ostatnia aktualizacja ( 23.12.2005 )
Następny >
Copyright 2000 - 2005 Miro International Pty Ltd. All rights reserved.
Mambo is Free Software released under the GNU/GPL License.
Turystyka motocyklowa