Parę lat później, po kilkuletniej przerwie w motocyklowaniu, nabyłem
namiastkę BMW - czyli Dniepra MT 11, który pomimo solidnie wykonanego
remontu nijak nie spełniał moich oczekiwań względem własności jezdnych,
trwałości czy niezawodności.
Pod koniec sezonu 2004, trafiła się Beemka R80RT z 1988 roku, z przebiegiem
75tys. km, sprowadzona z Belgii, po niedużym crashu w atrakcyjnej cenie. Szybka
akcja sprzedaży Dniepra - i w październiku 2004 roku, cały szczęśliwy dołączyłem
do grona beemiarzy. Jak to zwykle bywa, po obraniu sprzęta z resztek owiewki,
częściowej rozbiórce i dokładnych oględzinach w garażu, wyszły na jaw
nowe ciekawostki. Takie, że krzywe po crashu jest nie tylko przednie koło,
lagi widelca i kierownica, ale również ku mej rozpaczy rama - a dokładniej
motocykl miał rozstaw osi krótszy o 3-4cm niż podają w danych technicznych.
Silnik okazał się idealny, pięknie palił, wkręcał się na obroty, nie
klekotał, nie dymił, nigdzie nawet śladu oleju. Belg zanim rozbił ten
motocykl to dbał o niego. Olej był czyściutki jak świeżo po zmianie, filtr
powietrza jak ze sklepu, nowe oponki, tarcze, klocki i akumulator.
Po rozeznaniu się w cenach i metodach prostowania motocykli, beemkę z
silnikiem w ramie bez kół, blach, wydechów i tylnej części ramy wsadziłem
do służbowego kombi ze złożoną tylną kanapą i zawiozłem do polecanego mi
i znanego w zachodniej Polsce prostowacza, który to bezśladowo i za niewygórowaną
kwotę wyprostował wszystko, co tego zabiegu wymagało. Lakier był
nienajgorszy, lecz w oryginalnym malowaniu czerwony metalic - motocykl bez
owiewek kojarzył mi się z wypasioną Jawą, więc w kwestii lakieru postanowiłem
odejść od oryginału i wydumałem sobie bardzo klasyczną kość słoniową z
czarnymi podwójnymi szparunkami. Symbol RT pozostał tylko na tabliczce i w
dokumentach, a na deklach umieściłem napis "R80 Classic". Początkowo chciałem
dokupić nową owiewkę, lecz ze względów ekonomicznych i estetycznych
zamierzenie zostało odrzucone. Kształt tej owiewki zwyczajnie mi się nie
podoba. Trochę kłopotów sprawiła mi wariująca instalacja elektryczna, ale
dałem radę. Dokupiłem kilka brakujących drobiazgów kokpitu, dorobiłem
uchwyty lampy - nakładane na lagi wytoczone rurki z przyspawanymi mocowaniami,
do nich przykręcone są trójkąty od Suzuki Bandit. Sama lampa pochodzi od
nowszego typu Dniepra, wkład reflektora H4 od Żuka, a wszystkie kierunkowskazy
od MZ, do których dokupiłem "tuningowe" białe szkiełka. Oryginalną wysoką,
kierownicę zastąpiła chromowana, niska od MZ.
Motocyklowi puryści w tym momencie mogą mi zarzucić, że "skundliłem"
szlachetny motocykl, (z czym się już spotkałem), lecz ja tak nie uważam. Nie
jest on jeszcze zabytkiem ani żadnym unikatem - części zastępcze w niczym nie
są gorsze czy brzydsze od oryginalnych, nie psują klasycznej linii, a za to
kosztowały kilkakrotnie mniej. Gdy przyjdzie na to pora - nietrudno będzie powrócić
do oryginału. Ponadto zmieniłem przewód hamulcowy (oplot stalowy), dałem
nowe łożyska w przednim kole, oraz zakupiłem okazyjnie lekko używaną szybę
Givi dedykowaną R1200C, która niewiele chroni przed deszczem, za to powoduje
niesamowite turbulencje w okolicach głowy. Ale ładnie wygląda, więc jest
:-)))
Gdy przyszła wiosna, odmalowana, wyprostowana, odrestaurowana beemka wyjechała
z czeluści garażu na próbne jazdy. Po usunięciu drobnych niedociągnięć,
poprawieniu połączeń elektrycznych i małych regulacjach stała się pełnowartościowym,
żwawym motocyklem zdolnym do wycieczek bliższych lub dalszych, nawet ze sporym
bagażem i dwoma osobami na pokładzie. Docieraliśmy się oboje, aż w końcu
współpraca zaczęła układać się poprawnie. Od wiosny do jesieni 2005,
przejechaliśmy wspólnie bezproblemowo i bezawaryjnie około 5500km, na
jednorazowych trasach nie dłuższych niż 300 km, jeżdżąc głównie na zloty
wszelkiej maści.
Silnik bezproblemowo odpala, choć zimny na ssaniu lubi się dławić i
czasem zgasnąć. Po rozgrzaniu pracuje równo, generując drgania przechodzące
na cały motocykl powodowane sztywnym, bezpośrednim mocowaniem silnika w ramie,
lecz nie są one zbyt dokuczliwe. Raczej takie "good vibration" jak lubią
mawiać Harleyowcy. Charakterystycznie pochyla się na prawą stronę przy
dodaniu gazu. Odporny na upały i choć czasem latem żar z cylindrów bucha jak
z pieca martenowskiego, nie zapala się kontrolka oleju. W dalszych planach mam
założenie chłodnicy oleju. Dynamice silnika nie można nić zarzucić, konie
w ilości 50 sztuk są naprawdę wypasione i pozwalają zostawić pod światłami
wszystkie samochody i całkiem sporo motocykli. Udało mi się według wskazań
fabrycznego zegara rozpędzić ją do 175 km/h i jeszcze nie był to chyba kres
możliwości, jednak nie jest to prędkość, z którą da się tym motocyklem
jechać dłużej niż kilka chwil. Męczy się i wyje o litość. Skrzynia biegów
dobrze zestopniowana, tradycyjnie pracuje dość głośno, ale biegi wskakują
pewnie, a redukcja nie sprawia kłopotów. Dźwięk silnika na oryginalnych
wydechach jest w ogóle nie rasowy, brzmi raczej jak jakieś Cinquecento, ale za
to nie męczy mnie w trasie i jadącego za mną innego motocyklisty. Paliwo pije
z umiarem, oleju prawie wcale. Elektryka jest dość zawodna, wrażliwa na wilgoć,
zdarza się, że zanikają mi kontrolki, lub nie działają kierunkowskazy. Po
przeczyszczeniu styków wszystko wraca do normy. Ładowanie na "cywilnym"
regulatorze uważam że jest wystarczające nawet w ruchu miejskim.
Zawieszenie przednie jak na moją słuszną wagę i upodobania stanowczo za
miękkie. Wymiana oleju na gęstszy nie załatwiła sprawy. Jakby troszkę
stwardniał, za to stracił na tłumieniu i nie nadąża z odbijaniem na szybko
po sobie następujących nierównościach, np. na pofałdowanym asfalcie przed
warszawskimi skrzyżowaniami. Będę nadal kombinował. O wymianie sprężyn na
twardsze na razie nie myślę- mam inne wydatki. Również sztywność
poprzeczna widelca nie jest satysfakcjonująca. Na tak popularnym na naszych
drogach frezowanym asfalcie zachowuje się w sposób nieprzewidywalny i żyje własnym
życiem. Zawieszenie tylne typu monolever- jak dla mnie bez zarzutu. Twardość
i tłumienie ok, lubię je za czystość i bezobsługowość wału Kardana
ukrytego w jednoramiennym wahaczu . Jeżdżę głównie sam z niedużym bagażem,
więc nie będę wypowiadał się w kwestii zachowania w pełni obciążonego
motocykla. Hamulce- przedni z dwoma tarczami i stalowym przewodem, skuteczny aż
nadto i dobrze wyczuwalny. Tylny bębnowy też wcale nie najgorszy pod warunkiem
dokładnej jego regulacji.
Ogólnie taką gołą beemką jeździ się naprawdę fajnie, choć czasem się
zmoknie, ale nic to. Niską MZkową kierownicę zastapię jednak wyższą, bo do
kierownicy jest dość daleko, pozycja jest pochylona i bolą łapska na dłuższych
trasach. Ergonomia kokpitu znośna, zegary i kontrolki czytelne zarówno w dzień
jak i w nocy, przełącznik kierunkowskazów- klasyczny trójpozycyjny ma słabo
wyczuwalne w rękawicy położenie neutralne i zdarza mi się przy wyłączaniu
migać kierunkami na zmianę. Oryginalne lusterka do wersji gołej, które
zakupiłem w końcu po nieudanych eksperymentach z chińskimi zwierciadełkami
dają piękny widok do tyłu, lecz sporo wystają poza obrys kierownicy. Kanapa
jest obszerna i długa, choć dość twarda przy dłuższej jeździe. 22 litrowy
zbiornik paliwa pozwala niezbyt często odwiedzać stacje benzynowe.
Uważam, że jest to motocykl bardzo przyjazny dla użytkownika, o
nieskomplikowanej budowie, trwały, solidny i wymagający minimalnej obsługi, a
rzadko występujące awarie są stosunkowo łatwe do zdiagnozowania. Mnie osobiście
przerażają motocykle naszpikowane elektroniką, z ABSami, komputerami, cudami,
gdzie każdy, nawet mały problem może rozwiązać tylko odpowiednio wyposażony
serwis. Ceny części oryginalnych też moim zdaniem nie są straszne. Chyba porównywalne
z cenami części do Japonii czy włoszczyzny. Jako wielbiciela motocyklowej
klasyki drażnią mnie w mojej beemce wszechobecne plastiki, gdyż z
oblachowania prawdziwie blaszany jest tylko bak. Gdybym mógł- wyklepałbym
odpowiedniki plastików z jedynie słusznego w klasykach materiału- stalowej
blachy. Uroda- rzecz gustu. Widziałem już ładniejsze motocykle. Ale na
zlotach motocyklowych ogólnych, rzadko można spotkać podobny sprzęt, więc mój
często budzi duże zainteresowanie, a chwilami nawet podziw (głównie wśród
wielbicieli motocykli starszej daty).
Na sezon 2006 oprócz bieżących poprawek i czynności serwisowych, w
planach mam wymianę kierownicy na wyższą, dekli zaworowych na klasyczne okrągłe,
zmianę gmoli z ozdobnych fabrycznych na takie, które przy "glebie
parkingowej" ochronią dekle przed urazami, oraz odnowienie sfatygowanego
chromu na niektórych częściach i pochromowanie kilku drobiazgów dodatkowo.
Nie zamierzam się w najbliższej przyszłości rozstawać z tym motocyklem, choć
może nie najnowszy, nie najszybszy, nie przesadnie urodziwy, ale ma jednak w
sobie to "coś". Zdradziłbym go ewentualnie dla R100R lub R100GS/P-D, gdyż w
klasycznych, dwuzaworowych BMW się zakochałem na całego, a wszystkim, którzy
nad "manię szybkości" przedkładają przyjemność z jazdy, solidność i
niezawodność - z czystym sumieniem mogę go polecić. Korba |
|