Gdy tylko motocykl osiągnął techniczną dojrzałość
- a było to na początku wieku - i stał się sprawnym, niezawodnym środkiem
transportu, natychmiast znalazł swe miejsce tam, gdzie doceniono jego zalety -
w armii. Początkowo konstrukcje wojskowe nie odbiegały wyglądem, czy tez
budową od tych wytwarzanych dla potrzeb rynku cywilnego. Jako
niewyspecjalizowane po- jazdy służyły przede wszystkim kurierom, gońcom,
łącznikom (zapewne równie często korzystano z nich po służbie do wyjazdu
na randkę czy do baru). Ale bardzo szybko wymogi stawiane motocyklom wojskowym
wpłynęły na zmianę ich budowy. Pierwsza wojna światowa udowodniła, że dzięki
nim można zarówno przedrzeć się przez zrujnowaną bombardowaniem drogę,
przetransportować rannego, dostarczyć amunicję, jak również stworzyć
ruchomy punkt ogniowy czy stanowisko dowodzenia. Wykonanie tych wszystkich zadań
możliwe było dzięki ich zróżnicowanej i specjalistycznej budowie. Zazwyczaj
był to zestaw motocykl + wózek, w którym zamiast pasażerskiego nadwozia
montowano leżankę dla rannego, karabin maszynowy, skrzynię ładunkową lub
np. baterię gaśnic. Po wojnie motocykl na dobre zadomowił się we wszystkich
nowoczesnych armiach. Jego znaczenie doceniono także w Polsce. Wszak budowę
motocykli CWS rozpoczęto właśnie na zlecenie armii. I pomimo, że brak wy
starczających funduszy mocno ograniczał możliwości rozwoju konstrukcji tych
maszyn, to doczekały się (model M111) kilku wersji.
Daleko idąca specjalizacja przyspieszona zbliżającą
się drugą wojną zaowocowała stworzeniem takich dziwolągów jak np.
Ketten-krad - gąsienicowy motocykl z silnikiem Opla, czy motocykle pancerne.
Jednak główna linia rozwoju wojskowych jednośladów wytyczona została w
kierunku stworzenia uniwersalnego, niezawodnego motocykla z wózkiem, posiadającego
jak najlepsze właściwości trakcyjne.
Szykujący
się do wojny Niemcy wiedzieli w jakich warunkach przyjdzie im walczyć w Północnej
Afryce i we Wschodniej Europie. Bezdroża, piach, błoto, kopny śnieg. Na te
okoliczności przygotowali motocykl jakiego jeszcze nie było - BMW R 75.
Wprowadzony na uzbrojenie Wehrmachtu w 1941 roku, pierwsze próby sprawności
przechodził podobno na Pustyni Błędowskiej, na Górnym Śląsku. Musiały być
pomyślne skoro znaczna liczba tych maszyn wzięła udział w walkach toczonych
przez Afrika Korps w Afryce. I jakkolwiek niejeden z nich wchłonięty przez
lotne piaski libijskiej Sahary został tam na zawsze, to trudno wyobrazić sobie
pojazd lepiej dostosowany do ekstremalnych warunków drogowych.
W walkach na froncie wschodnim śnieg zastąpił piach,
a woda i błoto afrykański kurz. 'Sahary' okazały się niezastąpione. Tam,
gdzie grzęzły samochody, motocykle jechały bez przeszkód. Jeśli przyjrzymy
się szczegółom konstrukcyjnym BMW R75, stanie się jasne dlaczego był tak
sprawny w terenie.
Już na
pierwszy rzut oka uderza wymiar ogumienia - 4.50 x 16. Dzięki tak grubym
oponom, uzbrojonym w terenowy bieżnik, motocykl nie zapadał się w luźnym
gruncie bardziej niż obciążony piechur. Wysoko
poprowadzono układ wydechowy (nie tylko ze względu na przeszkody) dzięki
czemu, podczas przejazdu przez głęboką wodę ewentualne zgaśniecie silnika
nie groziło zassaniem jej do cylindrów. Tłumik również nie przypominał hałaśliwych
'rybek', znanych z modeli R 12 czy R 71. Pojemna komora rozprężna, ze
skomplikowanym systemem przelotu gazów gwarantowała, że silnik pracował
rzeczywiście cicho. Układ wydechowy wykorzystano do jeszcze jednego celu - dzięki
spalinom ogrzewane były ręce i stopy kierowcy, a także wnętrze wózka pasażera.
Poprzez nieskomplikowany system giętkich "prysznicowych" rurek, gorące
spaliny odprowadzane były do końców kierownicy, blaszanych lejków przed
stopami prowadzącego i wężownicy pod przednim deklem gondoli. Ogrzewanie to
wprowadzono w modelach używanych zimą na wschodzie. Filtr powietrza
przeniesiono najwyżej jak się dało - na zbiornik paliwa. Był tutaj
bezpieczny zarówno od wody jak i kurzu spod kół. Pod blaszaną pokrywką
znalazł się dobrze ukryty wkład filtrujący. Również iskrownik stojący na
silniku, suszony gorącym powietrzem z cylindrów, nie bał się wilgoci tym
bardziej, że instalacja wysokiego napięcia była wodoszczelna. Wnikliwy
obserwator wypatrzy zapewne podwójną 'zmianę biegów' z prawej strony
zbiornika. Motocykl posiadał czterostopniową skrzynię biegów + wsteczny oraz
terenowy reduktor - podobnie jak w samochodach terenowych, dzięki któremu np.
szosowa 'jedynka' o przełożeniu 3.22, zredukowana na terenową miała już
przełożenie 4.66. Układ przeniesienia napędu miał jeszcze jedną i chyba
najważniejszą zaletę - napędzane koło wózka bocznego z możliwością
blokowania mechanizmu różnicowego. Czy jest coś więcej co mogłoby poprawić
sprawność jazdy wojskowym motocyklem w terenie? Jeśli byłoby, zapewne
niemieccy konstruktorzy dołożyliby to 'coś' do 'Sahary'. Wszystkie wymienione
elementy sprawiały, że rzeczywiście był to pojazd bezwzględnie pokonujący
każdą napotkaną przeszkodę. Swego czasu miałem okazję spróbować swych sił
jadąc 'Saharą' po zaoranym polu. Niewiarygodne, jak obojętne jej było czy
jedzie wzdłuż, czy w poprzek kleistych bruzd.
Warto
podkreślić, że jak na motocykl wojskowy R75 posiadał wyjątkowo nowoczesny,
górnozaworowy silnik bazujący wprawdzie na tradycyjnej podstawie, ale wyposażony
w aluminiowe głowice. To rozwiązanie, nieśmiało wprowadzane pod koniec lat
30. w maszynach sportowych, tu okazało się niezbędne. Eksploatując od lat
zabytkowe motocykle, wiem jak upał i trudna trasa działa na żeliwne silniki.
Gdy powietrze metr nad asfaltem ma temperaturę 50 stopni, a kręty podjazd ciągnie
się kilometrami, lepiej silnik co jakiś czas przestudzić. Jak Anglicy radzili
sobie na żeliwnych Royalach i Besach w afrykańskich tropikach, pozostanie dla
mnie zagadką. O zaletach BMW R75 można by pisać jeszcze wiele, ale pora na
wady. Jako pojazd ma ich wyjątkowo niewiele i chyba stanowi apogeum myśli
konstrukcyjnej w tej dziedzinie motocyklizmu. Wadą jego natomiast było wielkie
skomplikowanie budowy i wysoki koszt produkcji. Czy to przypadek, że nikt nigdy
później nie tworzył już podobnych motocykli? Czy nie postąpili słuszniej
Amerykanie inwestując w masową produkcję silników na kołach, czyli
Willysów? A czy Jeep ustępował motocyklowi sprawnością? Nie chciałbym na
ten temat dyskutować z fanatykami niemieckich motocykli wojskowych, których w
Polsce nie brak (fanatyków oczywiście, bo motocykle już się kończą).
Po wracającej
ze wschodu armii niemieckiej zostało na terenach Polski mnóstwo pojazdów.
Przez wiele lat właśnie jednoślady niemieckie dominowały wśród ciężkich
motocykli na naszych drogach. Wśród nich BMW R75 stanowi wyjątkowy obiekt,
niemalże kultowy i wzbudzający większe pożądanie niż legendarny Harley.
Nie każdy motocyklista wie czym różni się R12 od R11, ale każdy słyszał o
'Saharze' i zapewne chciałby ją mieć.
P.S. Fanom (i nie tylko) niemieckich motocykli wojskowych
polecam bardzo dobre strony (również po polsku) o
BMW
R 75. (dop. W.O.)
tekst : Erwin Gorczyca
foto : Krzysztof Wydrzycki
|